Człowiek nie jest taki, że by nie popłynął. I nie chodzi tu o dziwne myśli, które bywa, że się w nim kłębią powodując, że rozum płata figle a on sam jakby był gdzieś daleko - nieobecny tu i teraz. Chodzi raczej o tę rzeczywistość, która jest spotkaniem z czymś realnym i namacalnym. Z owym żywiołem, który Morzem zwiemy. Zatknąwszy w łupiny patyki, na których nanizaliśmy płachty materiału próbujemy się z nim spotykać. Co nas tam ciągnie? Nie zawsze wiadomo. Czasem szukamy wzruszeń i emocji. Czasem sprawdzenia własnych możliwości i granic. A czasem pięknych widoków, obrazów jak z bajki, niezapomnianych zachodów i wschodów słońca. Słowem estetycznych doznań, które gdzie indziej znaleźć nie sposób. Jest coś takiego w człowieku, że czasem bezwiednie szuka piękna, gdyż otaczając się nim czuje się lepiej.
Według wielu badań, piękno może wpływać na nasze samopoczucie, poprawiać nastrój, zwiększać poczucie szczęścia i zmniejszać poziom stresu. Swego czasu Uniwersytet Yale'a, przeprowadził badania, które wykazały, że oglądanie pięknych krajobrazów może zmniejszać poziom kortyzolu, hormonu stresu, w organizmie. Inne badania sugerują, że otoczenie estetyczne może poprawiać koncentrację, kreatywność i produktywność, a także zmniejszać uczucie przemęczenia i znużenia.
Widać, że piękno, którego może dostarczyć nam również żeglarstwo ma pozytywny wpływ na nasze zdrowie psychiczne. Zatem z jednej strony szukamy piękna by poczuć się lepiej, z drugiej zaś nie dbamy o nie czasem.
Wszyscy wiemy, że najedzony żeglarz, to zadowolony żeglarz. Oczywiście wiemy też, że w trakcie żeglowania zjedzenie czegokolwiek bywa nie takie łatwe i oczywiste. Choroba morska powoduje, że nie bardzo mamy ochotę na jedzenie. A jak nawet byśmy coś zjedli, to kto tu zejdzie do kambuza by to zrobić. A jak już znajdzie się odważny, to i tak przypatrujemy się jego poczynaniom, bo jak cook gotuje, to dopóki w garze ubywa dopóty jest dobrze. No ale prędzej czy później przychodzi ten moment, że można bez obaw (o siebie i o cooka) jeść. Oczywistym jest, że to co jemy ma duży wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie. I niby również wiemy, ale często zapominamy, że na owo samopoczucie ma spory wpływ również to jak i gdzie jemy.
Na co dzień żyjemy w pośpiechu i pędzie. Więc przygotowując posiłek na jachcie wystawiamy na stół, to co mamy pod ręką, często w opakowaniach - papierach, plastikach nie dbając specjalnie o estetykę na stole. Przed chwilą napawaliśmy się pięknem a teraz taki nie za piękny widok. Nie marnujmy dobra, które na nas spłynęło w trakcie kontaktu z pięknem natury. Wzmocnijmy je jeszcze.
Istnieją badania, które sugerują, że sposób, w jaki podajemy jedzenie, może mieć wpływ na nasze samopoczucie i trawienie. Na Uniwersytecie Oxforda przeprowadzono badania, z których wynikało, że atrakcyjne podanie jedzenia może zwiększać naszą przyjemność z jedzenia i poprawiać nasze doświadczenia smakowe. Inne badania przeprowadzone przez Uniwersytet Harvard wykazało, że jedzenie w pięknie udekorowanym pokoju może zwiększać naszą radość i uczucie zadowolenia. Jeszcze inne sugerują, że sposób podania jedzenia może wpływać na tempo spożywania posiłków, co może mieć wpływ na nasze trawienie.
Zatem nie trzeba dużo. Uprzątnijmy mesę z porozrzucanych ubrań i papierów. Zróbmy klar, jeśli jemy w kokpicie. Wyjmijmy ser i wędliny z plastików i papierów i ułóżmy na talerzykach.
Tu warto dodać jeszcze jedną rzecz. Na przykład badanie przeprowadzone przez Uniwersytet Cornell wykazało, że spożywanie posiłków w mniejszych talerzach lub miseczkach może pomóc w zmniejszeniu ilości spożywanego jedzenia i zwiększeniu uczucia sytości. Więc jeśli mamy gotowe dania jedzmy je w mniejszych naczyniach. Lepsze dla zdrowia i mycia mniej.
Jak to wszystko zrobimy od razu zrobi się ładniej. A jak ładniej, to lepsze samopoczucie i zdrowie. A jak samopoczucie i zdrowie lepsze, to i załoga lepiej funkcjonuje.
Wiele osób twierdzi, że pływają statki. Uważam, że najpierw, to ludzie pływają na tych statkach. I by jacht płynął potrzebna jest zgrana załoga - jak jeden dobrze funkcjonujący organizm. I nie chodzi tu o taki organizm, o którym mówiła mi jedna z załogantek: "My z mężem stanowimy jeden organizm, który miewa czasem napady autoagresji."
Tak jakoś się dzieje, że gdy załoga nie jest zgrana i nie funkcjonuje dobrze, to statki nie pływają. Poza elementem spajającym jakim jest stół - ładny nie brzydki, jako się rzekło powyżej - jest jeszcze czas. Chodzi o to by (na ile to możliwe) jadać przy stole, wspólnie i razem w tym samym czasie. Stół przy, którym siedzą wszyscy o tej samej porze, a czasem po wykonanej ciężkiej pracy, integruje i spaja. Bo przecież to jest najlepsze miejsce, gdzie można podzielić się swoimi doznaniami i przeżyciami, pośmiać się i podumać. Pogadać o tym co już było i o tym co chcielibyśmy by było.
Widać, że jeżeli poza pięknem otaczającym jacht jest również "pięknie w mesie", to jesteśmy bardziej zadowoleni i cały rejs robi się "fajniejszy".
O jedzeniu warto pamiętać, że to czynność wykonywana codziennie, więc w pośpiechu codziennego życia warto dla niej znaleźć czas - tym bardziej w rejsie - bym móc się nią napawać, a nie odhaczać, bo żyć trzeba. Więc życzę wszystkim by mogli powiedzieć, to co sam czasem mawiam gdy mnie pytają:
- Lubisz przyjemności?
- Jestem hedonistą więc dogadzam sobie codziennie.
- A w jaki sposób sprawiasz sobie codziennie przyjemność?
- Jem.
Comments