5 kwietnia 2007 r.
O g. 11:00 - oddałem cumy w Marinie Gdańskiej;
O g.12:50 po odprawie minąłem główki portu.
O g. 13:00 - postawiłem żagiel i ruszyłem w mój samotny rejs dookoła Bałtyku.
6 kwietnia 2007 r.
G. 10:00, 55°.48’N, 020°.47’E. Noc była trudna, bo pierwsza. Do północy sztormiło, potem zelżało. Od rana taka 6-czka wieje. Na szczęście słońce, choć wiatr bardzo zimny. Właśnie zjadłem śniadanie i jest mi zdecydowanie przyjemniej niż w nocy.
G. 16:00, 56°.06’N, 020°53’E - wody terytorialne Łotwy. Nadal słonecznie i zimno-wietrznie.
7 kwietnia 2007 r.
G. 18:00, 58°14’N, 021°30’E - wody terytorialne Estonii, pod Wyspą Saarema. Do tej pory przepłynąłem 306 mil. Dzień pogodny, trochę chmur. Jem regularnie posiłki. Brak snu w nocy nadrabiam w dzień.
8 kwietnia 2007 r.
Jestem opodal zimnej Hiiumy. Samopoczucie w porządku, w końcu dziś Święta - nie brakuje u mnie na śniadaniu świątecznych specjałów.
G. 16:00, 59°00'N 022°07'E - jestem u wejścia do Zatoki Fińskiej. W nocy musiałem halsować. Po trzech dobach średnia wychodzi 5,5 węzła.
O g. 16:00 miałem za sobą 420 mil.
9 kwietnia 2007 r.
G. 08:00,59°46’N, 020°57’E - jestem u wrót Wysp Alandzkich - dopiero teraz zaczynają się przepiękne widoki.
Właśnie muszę przerwać podróż. Aby przejechać przez Alandy muszę się zatrzymać i odprawić - tego nie wziąłem pod uwagę. Zacumowałem.
G.13:40 - ruszyłem dalej - na południe. Jak będę po zachodniej stronie Alandów, to się zastanowię, co z Zatoką Botnicką.
10 kwietnia 2007 r.
G. 08:00, 56°26’ N, 019°47’ E – wody terytorialne Szwecji. To była najcięższa noc. Miałem kryzys, było mi bardzo zimno i bardzo śpiąco, już chciałem do domu. Gorące kubki, herbata i, przede wszystkim, trochę snu pozwoliły mi przetrwać. Stanąłem w dryf i spałem jak bobas, godzinę bez przerwy. A potem jeszcze między 4:00 a 6:00 trochę dokimałem. I tak nastał świt a wraz z nim nowe siły. Temperatury w nocy nie przekraczają 2°. C, tej nocy było 1,5° C.
Do Zatoki Botnickiej jednak nie wpływam. W radiu podali, że tam sporo lodu. Jadę teraz wzdłuż wybrzeża Szwecji na SW. ·Za sobą mam 600 mil, przede mną ok.700.
G. 13:50 – jestem pod Sztokholmem. Nastrój mam zdecydowanie lepszy niż rano. Pojawiło się słońce, zrobiło się cieplej – prawie 8°.C - hura! Hura!
11 kwietnia 2007 r.
G. 18:45, 57°26’N, 019°16'E - jestem pod południową częścią Gotlandii od strony wschodniej. Od wczoraj do tej pory byłem poza zasięgiem telefonicznym – w morzu. Czuję się dobrze. Świeci cały dzień słońce. W nocy nieźle wiało (wiatr zabrał mi bateryjki z latarki czołowej), trochę sztormiło, dlatego poszedłem w morze, ale teraz jest sympatyczna pogoda.
Dziś porobiłem trochę zdjęć – ciekawe, co z nich wyjdzie? Może kolega Emil będzie chciał je zmontować – zobaczymy?
Właśnie siedzę w mojej nawigacyjnej i nanoszę pozycję na mapie – mam już za rufą 800 mil. „Dopinam” w myślach mój patent na sen. Generalnie jakoś tak sielankowo się zrobiło: powysyłałem sms-y do małżonki i córek, Grechuta sobie leci z CD, żagle łopocą na wietrze, radar i autopilot działają jak trzeba, nawet do silnika nie mogę się przyczepić, bo gdy go uruchamiałem, chodził bez zarzutów.
G.21:00 - O rzesz kurwa mać! A miało być tak pięknie, o 22-ej miałem pójść spać na godzinę, dwie. Jacht chciałem zostawić pod opieką radaru i autopilota przy włączonym silniku, który miał ładować baterie - radar i autopilot zużywają sporo prądu i baterie słoneczne nie zawsze wystarczają. Silnik! - dupa, dupa, dupa - odpalił, ale po kilku minutach zaczął z siebie wydawać dźwięki podobne do tych, które wydają dzieci grające na odwróconych garnkach. Pojawił się dziwny swąd, musiałem go wyłączyć - strzeliła najprawdopodobniej uszczelka – gdzieś...
Zamiast spania muszę siedzieć za sterem przy powyłączanych wszystkich sprzętach - oszczędność prądu - i dumać. Czy płynąć dalej? Czy spod Gotlandii popłynąć w kierunku Gdańska, zamówić kogoś, kto mnie zaholuje, przecież do mariny nie mogę wpłynąć na żaglach? Czy płynąć do Górek? – Tam mogę wejść na żaglach. Dzisiejszej nocy mam nad czym myśleć. Rano i tak muszę nastawić autopilota, zobaczyć, co się dzieje w silniku i podjąć ostateczną decyzję- płynąć dalej, czy wracać.
12 kwietnia 2007 r.
Decyzja podjęta, płynę do Gdańska- w końcu to rejs treningowy. Silnik nie działa tak, jak powinien, więc nie będę ryzykować. Powoli gubię zasięg ... .
14 kwietnia 2007 r.
G.06:00 – wreszcie mam zasięg i mogę się kontaktować ze światem. Jestem na wysokości Rozewia i nie mam pojęcia, na którą godzinę dotrę do Górek Zachodnich, gdyż moja prędkość wynosi obecnie 0,5 węzła. Ponoć około południa ma powiać?! Pożyjemy zobaczymy.
G.18:00 – mijam Hel, moja prędkość wynosi aż 2 węzły. Jeśli się nie zmieni, jeszcze dziś dotrę do Górek. Chciałbym już być na lądzie. Najważniejsze, że mam kontakt z bliskimi, to mi dodaje otuchy i sił.
G. 22:30 – jestem na wysokości Górek Zachodnich, za chwilę stanę na lądzie - hurra! Wreszcie będę mógł się przespać. Zgłaszam moje wejście do kapitanatu a oni mi mówią (własnym uszom nie wierzę), że do końca kwietnia nie można wchodzić do portu w Górkach po zmierzchu, na żaglach i zapraszają na rano. Cóż... przepisy rzecz święta. Pozostaje mi bujanie się do rana po Zatoce Gdańskiej.
15 kwietnia 2007 r.
G.06:00 – jestem już w porcie w Górkach Zachodnich, stoję przy kei Narodowego Centrum Żeglarskiego (tak nawiasem ośrodek wart polecenia) i zastanawiam się, co ze sobą począć. Idę spać. Dobranoc.
Tekst ukazał się w książce "Opowieści wiatru i morza" wydanej przez wydawnictwo Navigare w 2009 r.
Czy to z tej wyprawy jest zdjęcie z tym pięknym wróbelkiem?